środa, 9 października 2013

W drogę



   Kiedy spakowaliśmy już wszystkie walizki, których , o zgrozo, waga niemal osiągnęła dopuszczalne na lotnisku maksimum,  sprawdziliśmy ostatni raz  czy nie zapomnieliśmy  paszportów i ruszyliśmy w drogę.
40 godzinną drogę...

Start na wrocławskim Dworcu Autobusowym, skąd Polskim Busem  pojechaliśmy do Warszawy, dalej na lotnisko i tam jako dumni posiadacze karty Diners Club mieliśmy szczerą nadzieję przeczekać kolejne 6 godzin na lot relaksując się w jednym z  lotniskowych saloników. Niestety… Nie wzięliśmy pod uwagę nocnej przerwy w odprawach, więc zamiast wygodnych foteli powitały nas ostatnie miejsca na twardych ławkach i polowanie na wifi. O 4 nad ranem, gdy tylko ruszyła odprawa, byliśmy zwarci i gotowi na przodzie kolejki,  pełni entuzjazmu i  energii po wypiciu niezliczonej ilości kaw espresso,  których zakup gwarantował dostęp do internetu. Zaskakująco sprawnie znaleźliśmy się w samolocie i ruszyliśmy dalej.



Kolejny punkt podróży: Amsterdam, gdzie zmęczenie dawało nam się już nieźle we znaki i marzyliśmy tylko o tym , żeby wsiąść do samolotu do Sao Paulo i w końcu się wyspać. Czekać na przesiadkę nie musieliśmy długo, także już po 2 godzinach siedzieliśmy na swoich miejscach żegnając się z Europą. Niestety zasnąć nie mogliśmy wcale… Przetestowaliśmy większość gierek, obejrzeliśmy ciekawsze filmy, zrobiliśmy milion zdjęć chmur, oceanu, siebie, jedzenia, w końcu  lądu, który pojawił się na horyzoncie i nic. Zasnąć się po prostu nie dało.

  W São Paulo dobiła nas już tylko wiadomość,
 że z powodu korków siostra mojego chłopaka przyjedzie po nas z  minimum 3 godzinnym opóźnieniem,  więc w akcie desperacji, wzięliśmy taksówkę do Guarujy- oddalonego o 70km nadmorskiego miasta, w którym mieszkają rodzice Thiago.
Jadąc poznać przyszłych teściów, na wpół przytomna podziwiałam  przez okno  trasę. Uczucie zmęczenia potęgowała 5 godzinna różnica czasu i  fakt, że o godzinie 19:00 było zupełnie ciemno.  W końcu przyszedł czas na powitanie, kolację, krótką rozmowę i wymarzony długi sen, dający energię na kolejny dzień, pierwszy dzień w Brazylii...




czas na obiad

Ląd na horyzoncie!- czyli pierwszy rzut oka na Brazylię
São Paulo/Guarulhos
A.

poniedziałek, 7 października 2013

Początki...

 Początki bywają trudne. Nie zawsze nasze wyobrażenia pokrywają się z rzeczywistością, a z pozoru proste rzeczy niosą za sobą masę problemów, z których nie zdawaliśmy sobie sprawy. Jednak życie nauczyło mnie, że nie można się poddawać i warto podjąć ryzyko, żeby zacząć coś, co może okazać się wspaniałą przygodą! Tak było ze studiami, tak było z miłością, tak było z Brazylią...

Ameryka Południowa fascynowała mnie od dzieciństwa. Była to raczej dziecięca ciekawość zaspokajana na odległość, przez książki i programy podróżnicze... W mojej wyobraźni  rodził się baśniowy obraz raju dla dzikich zwierząt, żyjących w zgodzie z plemionami Indian gdzieś z dala od cywilizacji, która z resztą tam wydawała mi się o wiele bardziej zgrana z naturą, wyluzowana i  szczęśliwa niż na północy.
Nigdy nie podejrzewałam, że życie zwiąże mnie z tym innym światem  tak silnie i będzie mi dane prawdziwie go poznać!  Stało się tak, bo się zakochałam!  Najpierw w Brazylijczyku, później w Brazylii. Odkryłam miejsca, do których chcę wrócić i ludzi, za którymi szalenie tęsknię!

Niedawno pomyślałam , że fajnie byłoby się podzielić własnymi doświadczeniami i wspomnieniami!
Z pewnością o wiele łatwiej, będzie mi doczekać się kolejnej podróży, tworząc bloga, dlatego jestem tutaj
trochę dla Was i trochę dla siebie :)
Pozdrawiam A.